🎧Odbierz 1 darmowy audiobook: https://cutt.ly/7JJ9ie0🏆Kupuję złoto i srebro tutaj: https://cutt.ly/5JJ9fan📚Najlepsze książki o finansach:- Bogaty Ojciec B
Tekst piosenki: [Refren: ksiaze] Czy nie za daleko uciekliśmy? Śmierć śmiechem na jawie, nie zrozumieją nas Podaj rękę i na krtani zaciśnij Lubię na krawędzi żyć, twardy jak nitki W żyłach płonie trucizna Nie umiem się przyznać Z demonami nie wygrasz, nie ze mną Jeśli masz to już w żyłach Nie dbasz o bicie serca To chodź ze mną za rękę w tą ciemność Czy nie za daleko uciekliśmy? Śmierć śmiechem na jawie, nie zrozumieją nas Podaj rękę i na krtani zaciśnij Lubię na krawędzi żyć, twardy jak nitki W żyłach płonie trucizna Nie umiem się przyznać Z demonami nie wygrasz, nie ze mną Jeśli masz to już w żyłach Nie dbasz o bicie serca To chodź ze mną za rękę w tą ciemność [Zwrotka: idontexistanymore] Wszystkie krajobrazy dookoła płoną Nie widzę odbicia w tafli z mętną wodą Chyba zapomniałem, że nie jestem sobą Jestem tym, który już nie egzystuje Palę gas, nie wiem czy jest ze mną dobrze, czy źle Zdecydowanie za dużo myślę Zostawiłaś mi za dużą bliznę Daj mi jeden powód, żeby istnieć [Refren: ksiaze] Czy nie za daleko uciekliśmy? Śmierć śmiechem na jawie, nie zrozumieją nas Podaj rękę i na krtani zaciśnij Lubię na krawędzi żyć, twardy jak nitki W żyłach płonie trucizna Nie umiem się przyznać Z demonami nie wygrasz, nie ze mną Jeśli masz to już w żyłach Nie dbasz o bicie serca To chodź ze mną za rękę w tą ciemność Czy nie za daleko uciekliśmy? Śmierć śmiechem na jawie, nie zrozumieją nas Podaj rękę i na krtani zaciśnij Lubię na krawędzi żyć, twardy jak nitki W żyłach płonie trucizna Nie umiem się przyznać Z demonami nie wygrasz, nie ze mną Jeśli masz to już w żyłach Nie dbasz o bicie serca To chodź ze mną za rękę w tą ciemność Dodaj interpretację do tego tekstu » Historia edycji tekstu
🔥 Subskrybuj i zostaw lajka! 🔥Słuchajcie, nie bez powodu używam tak poważnych słów w tytule filmu! Zapraszam do oglądania!As Dusk Falls to oryginalny inter
Dzień dobry, To jest notka o tym, dlaczego nie dojechałam na Blog Forum Gdańsk. Mój Pan twierdzi,że nikt tego nie przeczyta i nikogo to nie obchodzi, oraz, że mogę streścić to w zdaniu” „uciekły mi wszystkie pociągi i autobusy i musiałam wrócić do domu”. Jeśli jednak lubicie czytać opowieści dziwnej treści, to zapraszam! I tak musiałam napisać tę notkę. Obudziłam się dziś o trzeciej w nocy i o niej myślałam. Nawet, jeśli nikt jej nie przeczyta i tak musiałam napisać! A, miłej zabawy wszystkim na Blog Forum Gdańsk! Preludium. Jedziemy razem z Anną Marią na Blog Forum Gdańsk, fajnie, prawda? Mamy kupione bilety (jedziemy z Katowic, ponieważ tak może jechać AnnaMaria. Rok temu też jechałyśmy razem i było fajnie!). Przygotowałam ciastka, spakowałam aparat, ubrania, kosmetyki. Przygotowuję książki na Kindle,żebym miała co czytać w długiej podróży. – Dlaczego nie wyjeżdżasz z Krakowa? Tak jest szybciej! – pyta mój Pan. – A, jedziemy tak samo jak rok temu z koleżanką. Dojadę sobie do Katowic i dalej pojedziemy razem, tak jak rok temu! Pociąg jest w Katowicach dopiero po 18, mam cały dzień,żeby dotrzeć. – Bez sensu, ale rób jak uważasz – Mój Pan wzrusza ramionami. Epizod 1. Przed południem dzwoni telefon. Właśnie wychodzę z mieszkania: – Co u Ciebie? Spakowana? Wiesz, że dziś jest strajk kolejarzy śląskich? – mój Pan ostrzega mnie w słuchawce. – Tak wiem, ale jestem na to przygotowana! I tak nie jadę głupim pociągiem, który ciągnie się przez ponad dwie godziny. Jadę z dworca PKS – autobusy są co 20 minut i co więcej, jadą niecałą godzinę! – Powodzenia! Zadowolona jadę na dworzec PKS, po drodze kupując kanapki z Northfisha. Pierwszy znak ostrzegawczy przy kasie PKS: – Nie, nie można już kupić biletów do Katowic. Trzeba pytać u kierowcy! – A bilet na za dwie godziny mogę kupić? Albo na za trzy? – Nie, już teraz tylko u kierowcy. W porządku. Nie ma sprawy. Mam dużo czasu. Kupię u kierowcy, wielkie mi coś. Uruchamiamy plan A. Plan A jest prosty. Kulturalnie stoję w kolejce i kupuję bilet u kierowcy. Dojeżdżam sobie jak człowiek do Katowic (może być na stojąco) i czytam zrelaksowana książkę na dworcu w Katowicach, czekając na mój pociąg – przecież będę dużo wcześniej. Mój plan A bardzo szybko zmienia się w awaryjny plan B: kierowca odmawia przyjęcia połowy chętnych na dojazd. Nic to, za 20 minut będzie duży autokar. Duży autokar jednak również nie zabiera nawet połowy chętnych pasażerów. Dziewczyna obok mnie zagaduje: – Zawsze tu jest tłok i takie sceny, ale dziś jest wyjątkowo: jeżdżę co tydzień i tyle ludzi nigdy nie było. Trzeba się pchać i może się uda! Pięć busów później wiem, że jestem beznadziejna w pchaniu i przepychaniu łokciami. Nadal stoję na końcu takiej oto kolejki (raz jedzie mały,a raz duży bus): Pięć autobusów później.. – Chcesz powiedzieć, że to Twój piąty bus i nadal jesteś na końcu? – zagaduje dziewczyna obok. – Cóż, kierowca zawsze wpuszcza najpierw ludzi, którzy zakupili bilet. Bilet można było kupić wczoraj. – Trzeba się pchać i się uda!- ona jeszcze nie wie, że kiedy godzinę później wrócę w to miejsce, nadal będzie stała w kolejce. Przyjmuję z pokorą tę poradę i zaczynam gorączkowo rozmyślać nad awaryjnym planem C. Epizod drugi, czyli uruchamiamy awaryjny plan C. Kilka nerwowych telefonów do Anny Marii później. Oddaje mój bilet (wyjeżdża wcześniej w trasę). Umawiamy się, że skoro do Katowic i tak nie zdążę (nie ma już tych głupich pociągów, które jeżdżą zresztą, kto wie, do czego zdolni są rozjuszeni, śląscy kolejarze, którzy właśnie strajkują?), złapię ten pociąg w Zawierciu i do niej dołączę. Ponieważ jak każdy szanujący się podróżny jestem dużo wcześniej, idę na Dworzec PKP, podpytać o możliwość wyjazdu z Krakowa. Czekam w długiej kolejce. Kiedy nadchodzi moja kolej do kasy, słyszę zdesperowany i pełen niedowierzania głos z kasy dla cudzoziemców: – This is fucking crazy! Woah! Are you kidding me? 2 days to Vienna? That’s 500 kilometers, there must me another way! Na końcu języka mam „There is only one way, a way of pain, welcome to Poland” – ale milczę. Mam inne problemy. Owszem, jest pociąg do Gdańska. O (pamiętacie awaryjny plan C z Zawierciem?). Są nawet dla niego bilety. Ale kuszetki czy wagonu noclegowego nie mogę już wykupić. Zawsze twierdziłam,że jest we mnie coś z masochistki. Jednak to coś, właśnie uciekło i bardzo dobrze się schowało: 13 godzin nocą, starym pociągiem PKP, bez kuszetki… To ja jadę do Zawiercia jednak! W między czasie wykonuję telefon do mojej ostatniej deski ratunku rozsądku. Mój Pan zawsze jest spokojny i opanowany, nawet, kiedy trzęsącym głosem opisuję sytuację. Zegar tyka. – Dobrze, jedź do tego Zawiercia, tylko nie zapomnij zapytać czy kierowca zatrzymuje się blisko dworca. Jedziemy na wycieczkę, bierzemy z sobą teczkę.. – czyli, taki tam wypad do Zawiercia. Oczywiście biletów do Zawiercia nie można kupić. Tylko u kierowcy. Oczywiście, bus nie pojawia się na oznaczonym peronie – kiedy przez głośniki wypłynie, że jest na drugim końcu dworca, okazuje się,że znów jestem za wolna i jestem na końcu kolejki. I zgadnijcie, co? Beznadziejnie się pcham. Podchodzę do kierowcy i błagalnym głosem wyrzucam: – Mam pociąg do Gdańska z Zawiercia, jest Pan moją ostatnią nadzieją.. Zanim powie „nie” już wiem,że i tak mnie nie zabierze. Czytam to w jego oczach. Nie wiem, może źle zrobiłam,że nie zaproponowałam mu ciasteczka z bagażu? Moje przeczucie jest trafne. Awaryjny plan D spalił na panewce. I teraz zaczyna się prawdziwa jazda. Relacjonuję mojemu Panu przebieg zdarzeń przez słuchawkę. Chwila ciszy a potem: – Dobrze. Wsiadaj do taksówki i przyjeżdżaj tu a tu. Wyjdę wcześniej z pracy i zawiozę Cię do tego Zawiercia. Mamy godziny, powinno się udać! Wow, jestem w szoku, mój Pan jest najlepszy! Wsiadam do taksówki, dobita i całkowicie zmęczona. To moja szósta godzina pomiędzy dworcami. Opowiadam taksówkarzowi moją krótką historię: empatycznie podpowiada, że za 1500 zł będę w Gdańsku. Odrzucam tę hojną propozycję. Jest dobrze.. Jest naprawdę dobrze. Pociąg z Katowic jest opóźniony, a my elegancko jedziemy do Zawiercia… Nie ufam mapie w moim telefonie, więc poruszamy się wedle znaków. Jestem zmęczona i dobita, ale dobrej myśli. Wszystko jest dobrze dopóki.. Dopóki nie trafiamy na objazd numer jeden. A potem objazd numer dwa. O, i numer trzy, teraz przez las! Odbieram sms: „Jesteś na miejscu? Za 10 km pociąg będzie w Zawierciu, pędzimy 110 km na godzinę”. Uwierzcie. Nigdy, gdy tego potrzebowałam, pociąg nie pędził 110 km/h. My też jesteśmy już w Zawierciu. Jest dobrze. Dopóki o 19 wieczorem, nie natrafiamy na roboty drogowe w centrum miasta. O, i wahadełko, drogowcy kierują ruchem. Piątek w nocy, stoimy w korku. W Zawierciu. I wiecie co? Pociąg odjechał 4 minuty po tym, jak dotarliśmy na dworzec. „Za pół godziny będziemy w Myszkowie” – sms od Anny Marii. Ok, w Myszkowie. Okazuje się,że konduktor chyba ma jej dość, bo ciągle dopytywała o odległość do Zawiercia. W Myszkowie są po 5 minutach. Taki tam branżowy żarcik. I tak oto wracamy do domu. Zrezygnowana na stacji benzynowej kupuję Pepsi. Jestem wykończona, zmęczona i zła. – Czy na pewno chce Pani pół litra Pepsi? Mamy 3 litry Coli w promocji.. – gdybym nie była zmęczona, mój wzrok mógłby zabijać. Odpowiadam jednak grzecznie: – Dziękuję. Chcę tylko tę butelkę – pół litra Pepsi. – Ale ta Cola kosztuje.. – Tak jest proszę rachunek – widząc moje zdesperowane spojrzenie, wtrąca się spokojnie mój Pan. Wiem,że też jest podirytowany. Wolałby mnie zostawić w pociągu, wtedy ta podróż miałaby choć odrobinę sensu… Zamiast epilogu: ————– „Niech to szlag!” – pisze Anna Maria – „Z rozpaczy wypiję chyba całą piersiówkę z nalewką! Jesteś pewna że nie dasz rady dojechać autokarem, albo pociągiem?” – Paralotnią – zmęczona mruczę pod nosem. Jadąc autostradą z Katowic do Krakowa nucę piosenki wcale i w ogóle nie związane z moją sytuacją: „I’m a killer, cold and wrathful”, „I can’t decide whether you should live or die” a także „Did I tell you not to go out, didn’t I?” ———— Dojeżdżam do Krakowa trochę przed 22 drugą. – Chcesz, mogę Cię jeszcze zawieść na Dworzec? – Nie, nie chcę, jestem już taka zmęczona… Dziwicie mi się,że nie mam ochoty uruchamiać planu X,Y,Z , czy któregoś tam z kolei? ———– Jaki z tego wniosek? jeśli komunikacja publiczna może Was zawieść, to zawiedzie z systemem nie wygrasz (patrz pkt 1) nigdy, przenigdy, nie wyjeżdżaj z innego miasta, jeśli nie musisz (patrz pkt 1) nie umiem się pchać pewnie tak, jak w tych horrorach: była gdzieś, ukryta, jedna konfiguracja (albo więcej, złożonych razem), która zapewniłaby mi sukces. Cóż, jestem widocznie w rozwiązywaniu zagadek tak samo słaba jak w przepychaniu :-) gdybym wierzyła,że przeznaczenie aktywuje się w drobnych sprawach, powiedziałabym,że to przeznaczenie kanapki z Nortfisha są niedobre. Nie polecam. —— I to tyle z mojej podróży. Taka ciekawostka: wiecie, że w 9 godzin można dojechać do Gdańska? Mi udało się w tym czasie wyjechać z mieszkania i do niego wrócić! Dziękuję za uwagę – i miłego wszytkim na Blog Forum Gdańsk. Epilog – jednak będzie! SmS od koleżanki: „Ej, Klaudyna, przyjedź może w sobotę, będziesz na jeden dzień!” I wiecie co? Jakoś tak powiedziałam: „raczej nie”:-) – ps. macie jakieś pomysły, co zrobilibyście na moim miejscu?:-) Animacja / dźwięk / montaż: Jarek Łakoma Pierwotnie animatik bez dźwięku wykonany w 2009 roku. Na początku 2011 wzbogacony o dźwięk.Taraka: nowe | Sny | Blogi | Seriale | Kategorie | Autorzy | Autorzy wg czytania | Tematy/tagi | Autorzy snów | Autorzy snów wg czytania | Tematy/tagi snów 2011-12-11 Wojciech Jóźwiak Z genami nie wygraszKilka uwag do artykułu Mirosława Miniszewskiego: "Człowiek człowiekowi małpą" Klany Wikipedia streszcza pogląd Tomasza Hobbesa: Stan natury to wg Hobbesa wojna każdego z każdym (łac. bellum omnium contra omnes), co wynika bezpośrednio z faktu, że każdy człowiek jest z natury egoistą. Przy braku ograniczającej go z zewnątrz władzy, w sytuacji gdy pozornie wszyscy są wolni, ludzie zaczynają z sobą walczyć, co powoduje, że zamiast korzystać z wolności każdy musi cały czas koncentrować się na przetrwaniu. Między wolnością a przetrwaniem istnieje zatem stały, nierozwiązywalny konflikt. No więc to nie jest tak. Naturalny ustrój ludzkiego społeczeństwa, czyli ten który mamy w genach (genetycznie uwarunkowany), to ustrój klanów: grup męsko-centrycznych, skupionych wokół silnych mężczyzn, tzw. samców alfa, modelowanych na patriarchalne rodziny. Ten ustrój spontanicznie wyłania się tam, gdzie słabnie bardziej rozwinięta cywilizacja: taki ustrój przyjmują grupy przestępcze (nasze znane Wołominy i Pruszkowy), taki ustrój przechowały i rozwinęły mniejszości sycylijskie, żydowskie, chińskie i inne przybyłe do USA; wśród nich najsłynniejsi Sycylijczycy ze swoją mafią, ukształtowaną wiernie według tego modelu. Takie ustrój bierze górę w państwach upadłych, jak Somalia. W ustroju tym obowiązuje wymuszona (pod karą śmierci) lojalność wewnątrz klanu; pomiędzy klanami wrogość, nieufność i stan wojny przerywany nietrwałymi kompromisami i rozejmami; ścisłe rozdzielenie ról mężczyzn i kobiet, które mają zajmować się domem, rodzić nowych potomków i nie mieszać się do męskiej sprawy jaką jest wojna i sprzężone z nią biznesy; dalej: wielo-hierarchiczna struktura wewnątrz klanu, gdzie „ja” jestem winien wierność swojemu „papie”, a dopiero ten ma dochować wierności wobec oberszefa, capo da tutti capi. Oraz możliwość dołączania niespokrewnionych mężczyzn do klanu. Cały ten kompleks został opisany przez Puzo i sfilmowany przez Coppolę w „Ojcu chrzestnym”. Sława tej powieści i filmu nie jest przypadkowa, przeciwnie, poświadcza fakt, ze nasze umysły lgną do naszego genetycznego dziedzictwa, fascynuje nas ono. Sportretowani tam tyrani (Vito Corleone/ Marlon Brando), zbrodniarze-szaleńcy (Santino/ Caan) i zimni planiści zbrodni (Michael/Pacino) nie budzą w nas, jak powinni, obrzydzenia, tylko fascynację jaką darzymy herosów. Jeśli cywilizacja się posypie, to po niej przyjdą klany-mafie. Do tego zatęsknił niedawno Lech Jęczmyk w książce „Trzy końce historii czyli Nowe Średniowiecze”, w osiedlających się w Europie plemionach afrykańskich i bliskowschodnich widzący siłę, zdrowie i krzepę, u Europejczyków przerafinowane gaśnięcie. Siłę genów w klanach widać też po łatwości, z jaką państwo, organ cywilizacji, przegrywa z klanami (mała lub żadna skuteczność zwalczania klanowej przestępczości i klanowych obyczajów, jak „honorowe zabójstwo”), kapituluje przed nimi (zniesienie kary śmierci – której stosowanie w klanach i przez klany na zewnątrz jest immanentne), lub wchodzi z nimi w sojusze (znane zrosty tajnych służb – jakie tam one służby... – z grupami przestępczymi). Wojna Mirosław Miniszewski napomyka w pewnym miejscu, że agresja szympansów i zgodliwość bonobo jest sprawą kultury (tych małp!) czyli memów (wzorców przekazywanych przez uczenie) a nie genów. Trudno mi się z tym zgodzić, ponieważ wiele wskazuje, że wojna wśród ludzi jest uwarunkowana właśnie genetycznie. Wprawdzie tych wojennych genów nie wyekstrahowano (jeszcze?) z DNA, ale widać mechanizm, który z wielkim prawdopodobieństwem mógł się utrwalić genetycznie. Dawni ludzie, ci bytujący przez co najmniej 2 miliony lat jako łowcy-zbieracze, prowadzili wojny o zasoby. Zasobem było terytorium z żywnością (stadami zwierzyny itd.) ale nie tylko. Wojowali mężczyźni, a zdobywanym zasobem były również kobiety. Mężczyzna, który był sprawniejszym czyli okrutniejszym wojownikiem, zarazem zapładniał większą liczbę branek i pozostawiał więcej potomstwa, w tym męskiego, które dziedziczyło jego wojenne dyspozycje. Pisałem o tym kilka razy, np. tu: Obłęd i wylewanie połowy wody. Z tego samego mechanizmu dziedzicznego jest syndrom sztokholmski czyli solidaryzowanie się branek z ich porywaczami. Branka, która szybko i chętnie podporządkowywała się porywaczowi, przeżywała wraz ze swoim – rychło rodzonym – potomstwem; branka niepokorna ginęła - i jej ewentualne potomstwo i geny. Matry- i patrylokalność Nie całkiem przekonuje mnie pogląd, że patrylokalność wzmaga samczą agresję, a matrylokalność ją łagodzi. Nie widzę przejścia od przesłanki do wniosku. Dlaczego grupa w której razem żyją bracia, ojcowie z synami i dziadkowie z wnukami byłaby agresywna wobec obcych, a grupa, w której mężczyźni (samcowie) nie są spokrewnieni, a przyżenieni, byłaby tolerancyjna i łagodna? Jeśli żyję w systemie matrylokalnym i ożeniwszy się, przeniosłem się do wsi (lub koczowiska) mojej żony, to niby co mi przeszkadza utworzyć wojowniczą gromadę z moimi szwagrami pod dzielną wodzą teścia? (Zwróć uwagę na funkcjonowanie pojęcia szwagier w popkulturze: ze szwagrem przyjęte jest robić bardziej aspołeczne rzeczy niż z bratem! „...w klubie-śwa wytłukli szwagier szyby, ja zaś wazon” - śpiewał Kazimierz Grzeskowiak.) Brakuje – mnie i w ogóle – faktycznej a nie domniemanej wiedzy o życiu i obyczajach ludzi pierwotnych. Podobno zachodni antropologowie zestawili corpus 400 lub 600 pierwotnych społeczeństw, o których zachowały się zapiski źródłowe, wszystko to opisali i poklasyfikowali, tylko ta wiedza pozostaje dziwnie nieznana! Apeluję do Czytelników, wśród których z pewnością są fachowcy z dyplomami z etnologii. Czytaliście o tym? Gdzie tych danych szukać? Może by ktoś je streścił? Patriarchat a rolnictwo i neolit M. Miniszewski pisze: Potrzebę patriarchatu, a więc kontrolowania linii dziedziczenia, zrodziła konieczność posiadania ziemi i utrzymania jej własności. Nie widzę związku. Dlaczego posiadanie ziemi pod uprawę miałoby spowodować lub wymusić na mężczyznach troskę o to, żeby kobieta, z którą współżyje seksualnie pewien mężczyzna, współżyła tylko z nim, a nie prócz niego z resztą zainteresowanych? Dlaczego posiadanie ziemi miałoby spowodować, że mężczyźni w ogóle zaczęli się interesować tym, czyja sperma poczęła dziecko kobiety, z którą dany mężczyzna żyje? Jak w przed-cywilizacyjnych warunkach odróżnić, czy to dziecko, które urodziła pewna kobieta, jest potomkiem moim czy innego mężczyzny z tej samej gromady? „Kontrolowanie linii dziedziczenia”, czyli dbanie o wierność żon i zróżnicowanie stosunku ojców do synów z prawego łoża i bękartów, musiało mieć jakieś inne uwarunkowanie; musiało istnieć coś pierwotniejszego, co byłoby łatwiejsze do zauważenia w warunkach pierwotnego życia ludzkich gromad. Tym czymś była monogamia połączona z dominacją mężczyzny w parze. Oba zjawiska są przed-ludzkie, obecne poza ludźmi, poprzedzające inteligencję ludzkiego typu i daleko przed-cywilizacyjne. (Monogamia np. jest pospolita wśród ptaków.) Tu koniecznie trzeba przypomnieć oczywistość, że monogamia u Homo sapiens nie wykształciła się w pełni: do teraz pozostaje zaledwie tendencją, chociaż potężną i silniejszą niż modele konkurencyjne, np. model wolnych związków lub haremowy. Szlabanem strzegącym monogamii jest zazdrość, ze strony zarówno mężczyzny i kobiety. Ponieważ zazdrość jest emocją, to „na mur” należy do naszego genetycznego dziedzictwa; a jako taka musiała na swoje uformowanie się mieć czas liczony w co najmniej setkach tysięcy lat. Dziesięć tysięcy rolnictwa to stanowczo za mało. – Teza mojego Przedmówcy została tym samym obalona. Ciao, bonobo Droga bonobo, czyli rozładowywanie napięć między swoimi a obcymi przez seks, co nie dopuszcza do rozwinięcia się ich w agresję, jest dla nas, Homo sapiens, niedostępna z dwóch (przynajmniej) powodów: wspomnianej zazdrości - i wstydu, który lepiej uściślić jako seksualną dyskrecję. - Czyli to, że zwykliśmy odbywać stosunki i inne seksualne czynności na odosobnieniu, bez trzecich świadków. Jest to drugi mechanizm strzegący monogamii, chociaż jak i sama monogamia nie dopracowany ewolucyjnie do końca, czego dowodem nasze fantazje erotyczne, mające za przedmiot promiskuityzm („każdy z każdym”) i właśnie złamanie dyskrecji, czyli „robić to na widoku”. Możemy sobie marzyć (i dostawać od tych marzeń wzwodów - piszę to bez ironii! - lub odpowiednich objawów kobiecych), że jak bonobo będziemy gasić konflikty kochając się na widoku każdy z każdym (prócz syn z matką, bo na to także bonobo mają tabu), ale tak nie zrobimy, ponieważ mamy genetycznie wbudowane inhibitory w postaci zazdrości i dyskrecji. A że oba to psy łańcuchowe monogamii, to wniosek taki – pomijając pośrednie ogniwa implikacji – że nasza (potworna) wewnątrzgatunkowa agresja, nasza wieczna wojna, jest odwrotną stroną pewnego wyboru dokonanego przez naszych praprzodków w dziedzinie seksu: skutkiem przejścia na monogamię. Dopiski: miesiączka, homoseksualizm Po co człowiekowi miesiączka? Wygląda na zjawisko dla gatunku samobójcze: oto najcenniejszy dla gatunku zasób, czyli płodne kobiety, kilkanaście razy do roku krwawią, tracą żelazo i inne składniki, słabną i co najgorsze, znakują teren śladami wizualnymi i zapachowymi zwabiającymi drapieżniki. Tak było przez te około dwa miniony lat, zanim wynaleziono podpaski i tampony. Po co? Czyli po darwinowsku: jaki to miało sens przystosowawczy? Inaczej: co sprawiało, że kobiety obficie miesiączkujące zostawiały więcej potomstwa niż miesiączkujące niewiele? Tu proszę nie oponować, że krwawienie miesiączkowe jest konieczne, żeby oczyścić macicę z przeterminowanego nabłonka i przygotować ją na nowe zapłodnienie. Jest konieczne, ale natura mogła zrobić to tak, że kobieta wydalałaby całą porcję krwi za jednym zamachem, tak jak się sika lub robi kupę. Tymczasem tak nie zrobiła (natura) i kobiety krwawią po trochu przez kilka dni. W warunkach życia, do którego jesteśmy genetycznie przystosowani, czyli łowiecko-zbierackiej małej grupy w afrykańskiej sawannie gęstej od wielkich drapieżników – lew, lampart, hiena, likaon, gepard, w wodzie krokodyl – miesiączka, powtarzam, wygląda na samobójstwo dla gatunku. Dlaczego mimo to tak przeciw-przeżyciowe zjawisko przetrwało i rozwinęło się? Jakie „fory” dla potomstwa niosły geny warunkujące obfite krwawienie rozłożone na kilka dni? Ponieważ nigdzie w znanej mi literaturze nie znalazłem wyjaśnienia (jeśli znasz je, Czytelniku/Czytelniczko, to mi, proszę, podpowiedz!) wymyśliłem swoje. Miesiączka jest handicap'em wymuszającym monogamię, a ściślej nie samą monogamię, tylko opiekowanie się młodymi (płodnymi) kobietami: co mogą robić – i robią – ich seksualni męscy partnerzy lub (i) inne kobiety. Czymś podobnym w sensie handicapu czyli „mającego sens upośledzenia” są ogony pawi lub bażantów, lub rogi jeleni; upośledzają jednostkę, która łatwiej ginie od drapieżnika, ale służą gatunkowi jako sygnał wysokiej formy samca. Jak ogon pawia jest testem na zdrowie samca: „muszę być zdrowy i silny, skoro stać mnie na wyprodukowanie takiego ogona, i że przy tym nie padłem!” - tak miesiączka jest testem na wewnątrzgrupową solidarność i ewentualnie na wierność partnera: „chociaż jestem słaba, krwawię i ściągam na siebie hieny, to mnie nie porzucicie na pożarcie – zwłaszcza ty, z którym się kochałam.” Hieny (lwy, gepardy etc.) zostały tu zaprzężone przez gen miesiączki do zadania wyeliminowania z populacji genów obniżających zarazem dwie cnoty: solidarność grupy i opiekę mężczyzny nad kobietą. Która mogła mieć miejsce tylko przy monogamii, więc pośrednio miesiączka wymuszała monogamię. Ponieważ lepiej się propagowały geny istniejące w osobnikach żyjących w grupach bardziej solidarnych niż te w grupach łatwiej idących w rozsypkę, to w sumie gatunkowi miesiączka się opłaciła. Tu przypomnę, że monogamia, istniejąca przecież u homo sapiens zaledwie jako tendencja lub jeden z kilku wariantów sposobów seksu, chociaż nie była jedynym wariantem, uczyniła poważna modyfikację u samic/kobiet w porównaniu z pokrewnymi szympansami i bonobo: spowodowała ukrycie owulacji. Kobiety (samice H. Sapiens) nie sygnalizują owulacji, więc i tego, że są gotowe do poczęcia. (Przeciwnie niż szympansy obojga gatunków i wiele innych małp, których zewnętrzne narządy płciowe przy owulacji „kwitną”.) Dlaczego, czyli: jaki to ma ewolucyjny sens? Likwiduje konkurencję samców o owulującą samicę wewnątrz grupy. Samce miały zgodnie współpracować, a nie okresowo bić się o samicę W tym samym kierunku prowadziła monogamia, nawet częściowa. Również nie spotkałem się z zadowalającym ewolucyjnym wyjaśnieniem homoseksualizmu, który wygląda wprawdzie nie na „gatunkowe samobójstwo”, ale na zachowanie, które nie miało szansy genetycznie się upowszechnić, jako że homoseksualista każdej płci ma małe szanse rozmnożenia się, jeśli więc byłyby takie geny, to z konieczności byłyby samozanikowe. Mechanizm, który podtrzymywał homoseksualizm i jego ewentualne geny, mimo ich samozanikowości, mógł być rodzajem bonobicznego łagodzenia agresji przez seks. Grupa mężczyzn, działających na polowaniu lub (pierwotnej) wojnie, mogła przez homoseksualne zachowania wygaszać powstającą między nimi agresję. Byłby to „model tebański”: jako że w Tebach istniała elitarna jednostka wojska, Świety Zastęp, złożona z par homoseksualistów. Rzecz wymagałaby dokładniejszych studiów, ponieważ o homo- i quasi-homo-seksualnych zachowaniach mężczyzn w wojennych grupach – zwłaszcza nie w starożytnej Grecji! - wiemy mało; tabu na te zachowania jest miażdżące. Wojciech Jóźwiak Taraka: nowe | Sny | Blogi | Seriale | Kategorie | Autorzy | Autorzy wg czytania | Tematy/tagi | Autorzy snów | Autorzy snów wg czytania | Tematy/tagi snów
Duda z głupim uśmiechem na twarzy chwali się na spędzie globalistów w Davos, że rząd warszawski PiS rozbroił polską armię oddając naszą broń Ukrainie i nic! Nic się nie dzieje, w mediach jak makiem zasiał! Przecież to jest ZDRADA NARODOWA, wszyscy powinni o tym trąbić a tu NIC?! 18 Jan 2023 08:53:10
Klany Wikipedia streszcza pogląd Tomasza Hobbesa: Stan natury to wg Hobbesa wojna każdego z każdym (łac. bellum omnium contra omnes), co wynika bezpośrednio z faktu, że każdy człowiek jest z natury egoistą. Przy braku ograniczającej go z zewnątrz władzy, w sytuacji gdy pozornie wszyscy są wolni, ludzie zaczynają z sobą walczyć, co powoduje, że zamiast korzystać z wolności każdy musi cały czas koncentrować się na przetrwaniu. Między wolnością a przetrwaniem istnieje zatem stały, nierozwiązywalny konflikt. No więc to nie jest tak. Naturalny ustrój ludzkiego społeczeństwa, czyli ten który mamy w genach (genetycznie uwarunkowany), to ustrój klanów: grup męsko-centrycznych, skupionych wokół silnych mężczyzn, tzw. samców alfa, modelowanych na patriarchalne rodziny. Ten ustrój spontanicznie wyłania się tam, gdzie słabnie bardziej rozwinięta cywilizacja: taki ustrój przyjmują grupy przestępcze (nasze znane Wołominy i Pruszkowy), taki ustrój przechowały i rozwinęły mniejszości sycylijskie, żydowskie, chińskie i inne przybyłe do USA; wśród nich najsłynniejsi Sycylijczycy ze swoją mafią, ukształtowaną wiernie według tego modelu. Takie ustrój bierze górę w państwach upadłych, jak Somalia. W ustroju tym obowiązuje wymuszona (pod karą śmierci) lojalność wewnątrz klanu; pomiędzy klanami wrogość, nieufność i stan wojny przerywany nietrwałymi kompromisami i rozejmami; ścisłe rozdzielenie ról mężczyzn i kobiet, które mają zajmować się domem, rodzić nowych potomków i nie mieszać się do męskiej sprawy jaką jest wojna i sprzężone z nią biznesy; dalej: wielo-hierarchiczna struktura wewnątrz klanu, gdzie „ja” jestem winien wierność swojemu „papie”, a dopiero ten ma dochować wierności wobec oberszefa, capo da tutti capi. Oraz możliwość dołączania niespokrewnionych mężczyzn do klanu. Cały ten kompleks został opisany przez Puzo i sfilmowany przez Coppolę w „Ojcu chrzestnym”. Sława tej powieści i filmu nie jest przypadkowa, przeciwnie, poświadcza fakt, ze nasze umysły lgną do naszego genetycznego dziedzictwa, fascynuje nas ono. Sportretowani tam tyrani (Vito Corleone/ Marlon Brando), zbrodniarze-szaleńcy (Santino/ Caan) i zimni planiści zbrodni (Michael/Pacino) nie budzą w nas, jak powinni, obrzydzenia, tylko fascynację jaką darzymy herosów. Jeśli cywilizacja się posypie, to po niej przyjdą klany-mafie. Do tego zatęsknił niedawno Lech Jęczmyk w książce „Trzy końce historii czyli Nowe Średniowiecze”, w osiedlających się w Europie plemionach afrykańskich i bliskowschodnich widzący siłę, zdrowie i krzepę, u Europejczyków przerafinowane gaśnięcie. Siłę genów w klanach widać też po łatwości, z jaką państwo, organ cywilizacji, przegrywa z klanami (mała lub żadna skuteczność zwalczania klanowej przestępczości i klanowych obyczajów, jak „honorowe zabójstwo”), kapituluje przed nimi (zniesienie kary śmierci – której stosowanie w klanach i przez klany na zewnątrz jest immanentne), lub wchodzi z nimi w sojusze (znane zrosty tajnych służb – jakie tam one służby... – z grupami przestępczymi). Wojna Mirosław Miniszewski napomyka w pewnym miejscu, że agresja szympansów i zgodliwość bonobo jest sprawą kultury (tych małp!) czyli memów (wzorców przekazywanych przez uczenie) a nie genów. Trudno mi się z tym zgodzić, ponieważ wiele wskazuje, że wojna wśród ludzi jest uwarunkowana właśnie genetycznie. Wprawdzie tych wojennych genów nie wyekstrahowano (jeszcze?) z DNA, ale widać mechanizm, który z wielkim prawdopodobieństwem mógł się utrwalić genetycznie. Dawni ludzie, ci bytujący przez co najmniej 2 miliony lat jako łowcy-zbieracze, prowadzili wojny o zasoby. Zasobem było terytorium z żywnością (stadami zwierzyny itd.) ale nie tylko. Wojowali mężczyźni, a zdobywanym zasobem były również kobiety. Mężczyzna, który był sprawniejszym czyli okrutniejszym wojownikiem, zarazem zapładniał większą liczbę branek i pozostawiał więcej potomstwa, w tym męskiego, które dziedziczyło jego wojenne dyspozycje. Pisałem o tym kilka razy, np. tu: Obłęd i wylewanie połowy wody. Z tego samego mechanizmu dziedzicznego jest syndrom sztokholmski czyli solidaryzowanie się branek z ich porywaczami. Branka, która szybko i chętnie podporządkowywała się porywaczowi, przeżywała wraz ze swoim – rychło rodzonym – potomstwem; branka niepokorna ginęła - i jej ewentualne potomstwo i geny. Matry- i patrylokalność Nie całkiem przekonuje mnie pogląd, że patrylokalność wzmaga samczą agresję, a matrylokalność ją łagodzi. Nie widzę przejścia od przesłanki do wniosku. Dlaczego grupa w której razem żyją bracia, ojcowie z synami i dziadkowie z wnukami byłaby agresywna wobec obcych, a grupa, w której mężczyźni (samcowie) nie są spokrewnieni, a przyżenieni, byłaby tolerancyjna i łagodna? Jeśli żyję w systemie matrylokalnym i ożeniwszy się, przeniosłem się do wsi (lub koczowiska) mojej żony, to niby co mi przeszkadza utworzyć wojowniczą gromadę z moimi szwagrami pod dzielną wodzą teścia? (Zwróć uwagę na funkcjonowanie pojęcia szwagier w popkulturze: ze szwagrem przyjęte jest robić bardziej aspołeczne rzeczy niż z bratem! „...w klubie-śwa wytłukli szwagier szyby, ja zaś wazon” - śpiewał Kazimierz Grzeskowiak.) Brakuje – mnie i w ogóle – faktycznej a nie domniemanej wiedzy o życiu i obyczajach ludzi pierwotnych. Podobno zachodni antropologowie zestawili corpus 400 lub 600 pierwotnych społeczeństw, o których zachowały się zapiski źródłowe, wszystko to opisali i poklasyfikowali, tylko ta wiedza pozostaje dziwnie nieznana! Apeluję do Czytelników, wśród których z pewnością są fachowcy z dyplomami z etnologii. Czytaliście o tym? Gdzie tych danych szukać? Może by ktoś je streścił? Patriarchat a rolnictwo i neolit M. Miniszewski pisze: Potrzebę patriarchatu, a więc kontrolowania linii dziedziczenia, zrodziła konieczność posiadania ziemi i utrzymania jej własności. Nie widzę związku. Dlaczego posiadanie ziemi pod uprawę miałoby spowodować lub wymusić na mężczyznach troskę o to, żeby kobieta, z którą współżyje seksualnie pewien mężczyzna, współżyła tylko z nim, a nie prócz niego z resztą zainteresowanych? Dlaczego posiadanie ziemi miałoby spowodować, że mężczyźni w ogóle zaczęli się interesować tym, czyja sperma poczęła dziecko kobiety, z którą dany mężczyzna żyje? Jak w przed-cywilizacyjnych warunkach odróżnić, czy to dziecko, które urodziła pewna kobieta, jest potomkiem moim czy innego mężczyzny z tej samej gromady? „Kontrolowanie linii dziedziczenia”, czyli dbanie o wierność żon i zróżnicowanie stosunku ojców do synów z prawego łoża i bękartów, musiało mieć jakieś inne uwarunkowanie; musiało istnieć coś pierwotniejszego, co byłoby łatwiejsze do zauważenia w warunkach pierwotnego życia ludzkich gromad. Tym czymś była monogamia połączona z dominacją mężczyzny w parze. Oba zjawiska są przed-ludzkie, obecne poza ludźmi, poprzedzające inteligencję ludzkiego typu i daleko przed-cywilizacyjne. (Monogamia np. jest pospolita wśród ptaków.) Tu koniecznie trzeba przypomnieć oczywistość, że monogamia u Homo sapiens nie wykształciła się w pełni: do teraz pozostaje zaledwie tendencją, chociaż potężną i silniejszą niż modele konkurencyjne, np. model wolnych związków lub haremowy. Szlabanem strzegącym monogamii jest zazdrość, ze strony zarówno mężczyzny i kobiety. Ponieważ zazdrość jest emocją, to „na mur” należy do naszego genetycznego dziedzictwa; a jako taka musiała na swoje uformowanie się mieć czas liczony w co najmniej setkach tysięcy lat. Dziesięć tysięcy rolnictwa to stanowczo za mało. – Teza mojego Przedmówcy została tym samym obalona. Ciao, bonobo Droga bonobo, czyli rozładowywanie napięć między swoimi a obcymi przez seks, co nie dopuszcza do rozwinięcia się ich w agresję, jest dla nas, Homo sapiens, niedostępna z dwóch (przynajmniej) powodów: wspomnianej zazdrości - i wstydu, który lepiej uściślić jako seksualną dyskrecję. - Czyli to, że zwykliśmy odbywać stosunki i inne seksualne czynności na odosobnieniu, bez trzecich świadków. Jest to drugi mechanizm strzegący monogamii, chociaż jak i sama monogamia nie dopracowany ewolucyjnie do końca, czego dowodem nasze fantazje erotyczne, mające za przedmiot promiskuityzm („każdy z każdym”) i właśnie złamanie dyskrecji, czyli „robić to na widoku”. Możemy sobie marzyć (i dostawać od tych marzeń wzwodów - piszę to bez ironii! - lub odpowiednich objawów kobiecych), że jak bonobo będziemy gasić konflikty kochając się na widoku każdy z każdym (prócz syn z matką, bo na to także bonobo mają tabu), ale tak nie zrobimy, ponieważ mamy genetycznie wbudowane inhibitory w postaci zazdrości i dyskrecji. A że oba to psy łańcuchowe monogamii, to wniosek taki – pomijając pośrednie ogniwa implikacji – że nasza (potworna) wewnątrzgatunkowa agresja, nasza wieczna wojna, jest odwrotną stroną pewnego wyboru dokonanego przez naszych praprzodków w dziedzinie seksu: skutkiem przejścia na monogamię. Dopiski: miesiączka, homoseksualizm Po co człowiekowi miesiączka? Wygląda na zjawisko dla gatunku samobójcze: oto najcenniejszy dla gatunku zasób, czyli płodne kobiety, kilkanaście razy do roku krwawią, tracą żelazo i inne składniki, słabną i co najgorsze, znakują teren śladami wizualnymi i zapachowymi zwabiającymi drapieżniki. Tak było przez te około dwa miniony lat, zanim wynaleziono podpaski i tampony. Po co? Czyli po darwinowsku: jaki to miało sens przystosowawczy? Inaczej: co sprawiało, że kobiety obficie miesiączkujące zostawiały więcej potomstwa niż miesiączkujące niewiele? Tu proszę nie oponować, że krwawienie miesiączkowe jest konieczne, żeby oczyścić macicę z przeterminowanego nabłonka i przygotować ją na nowe zapłodnienie. Jest konieczne, ale natura mogła zrobić to tak, że kobieta wydalałaby całą porcję krwi za jednym zamachem, tak jak się sika lub robi kupę. Tymczasem tak nie zrobiła (natura) i kobiety krwawią po trochu przez kilka dni. W warunkach życia, do którego jesteśmy genetycznie przystosowani, czyli łowiecko-zbierackiej małej grupy w afrykańskiej sawannie gęstej od wielkich drapieżników – lew, lampart, hiena, likaon, gepard, w wodzie krokodyl – miesiączka, powtarzam, wygląda na samobójstwo dla gatunku. Dlaczego mimo to tak przeciw-przeżyciowe zjawisko przetrwało i rozwinęło się? Jakie „fory” dla potomstwa niosły geny warunkujące obfite krwawienie rozłożone na kilka dni? Ponieważ nigdzie w znanej mi literaturze nie znalazłem wyjaśnienia (jeśli znasz je, Czytelniku/Czytelniczko, to mi, proszę, podpowiedz!) wymyśliłem swoje. Miesiączka jest handicap'em wymuszającym monogamię, a ściślej nie samą monogamię, tylko opiekowanie się młodymi (płodnymi) kobietami: co mogą robić – i robią – ich seksualni męscy partnerzy lub (i) inne kobiety. Czymś podobnym w sensie handicapu czyli „mającego sens upośledzenia” są ogony pawi lub bażantów, lub rogi jeleni; upośledzają jednostkę, która łatwiej ginie od drapieżnika, ale służą gatunkowi jako sygnał wysokiej formy samca. Jak ogon pawia jest testem na zdrowie samca: „muszę być zdrowy i silny, skoro stać mnie na wyprodukowanie takiego ogona, i że przy tym nie padłem!” - tak miesiączka jest testem na wewnątrzgrupową solidarność i ewentualnie na wierność partnera: „chociaż jestem słaba, krwawię i ściągam na siebie hieny, to mnie nie porzucicie na pożarcie – zwłaszcza ty, z którym się kochałam.” Hieny (lwy, gepardy etc.) zostały tu zaprzężone przez gen miesiączki do zadania wyeliminowania z populacji genów obniżających zarazem dwie cnoty: solidarność grupy i opiekę mężczyzny nad kobietą. Która mogła mieć miejsce tylko przy monogamii, więc pośrednio miesiączka wymuszała monogamię. Ponieważ lepiej się propagowały geny istniejące w osobnikach żyjących w grupach bardziej solidarnych niż te w grupach łatwiej idących w rozsypkę, to w sumie gatunkowi miesiączka się opłaciła. Tu przypomnę, że monogamia, istniejąca przecież u homo sapiens zaledwie jako tendencja lub jeden z kilku wariantów sposobów seksu, chociaż nie była jedynym wariantem, uczyniła poważna modyfikację u samic/kobiet w porównaniu z pokrewnymi szympansami i bonobo: spowodowała ukrycie owulacji. Kobiety (samice H. Sapiens) nie sygnalizują owulacji, więc i tego, że są gotowe do poczęcia. (Przeciwnie niż szympansy obojga gatunków i wiele innych małp, których zewnętrzne narządy płciowe przy owulacji „kwitną”.) Dlaczego, czyli: jaki to ma ewolucyjny sens? Likwiduje konkurencję samców o owulującą samicę wewnątrz grupy. Samce miały zgodnie współpracować, a nie okresowo bić się o samicę W tym samym kierunku prowadziła monogamia, nawet częściowa. Również nie spotkałem się z zadowalającym ewolucyjnym wyjaśnieniem homoseksualizmu, który wygląda wprawdzie nie na „gatunkowe samobójstwo”, ale na zachowanie, które nie miało szansy genetycznie się upowszechnić, jako że homoseksualista każdej płci ma małe szanse rozmnożenia się, jeśli więc byłyby takie geny, to z konieczności byłyby samozanikowe. Mechanizm, który podtrzymywał homoseksualizm i jego ewentualne geny, mimo ich samozanikowości, mógł być rodzajem bonobicznego łagodzenia agresji przez seks. Grupa mężczyzn, działających na polowaniu lub (pierwotnej) wojnie, mogła przez homoseksualne zachowania wygaszać powstającą między nimi agresję. Byłby to „model tebański”: jako że w Tebach istniała elitarna jednostka wojska, Świety Zastęp, złożona z par homoseksualistów. Rzecz wymagałaby dokładniejszych studiów, ponieważ o homo- i quasi-homo-seksualnych zachowaniach mężczyzn w wojennych grupach – zwłaszcza nie w starożytnej Grecji! - wiemy mało; tabu na te zachowania jest miażdżące. Wojciech Jóźwiak Komentowanie wyłączone od 1 sierpnia 2020.Ta gra z odcinka na odcinek robi się coraz trudniejsza. Jest jeszcze inne wytłumaczenie - coraz bardziej lamię, ale by zachować resztki dumy będę się upierał
Siema, zapraszam do odsłuchu kawałka pt: "Z naturą nie wygrasz". Bit - ArKGrafika - KRI7 Mix/master - ShockWAVe KRI7 na YT:https://youtube.com/@kri7465?si=zzHistoria Jest coś takiego jak zwykła żądza. W twym sercu rodzi się nienawiść i smutek. Czasem zwykła duma działa rzeczy, o które nikt nie raczy cię podejrzewać. Tak było i w moim przypadku. Może zacznijmy od tego że nazywam się Cleara i miałam wtedy 12 lat. Nie wiem czemu, ale nie byłam zbyt lubiana w swojej szkole. Przecież nie mieli powodów by mnie nie lubić, a tym bardziej mi dokuczać. Pochodzę z przyzwoitego domu, byłam dość ładna. Cała klasa mnie nie lubiła i to było jeszcze do zniesienia, gdyby nie Amy, Ruby i Samantha. Te 3 idiotki, na czele z Amy codziennie znajdowały sobie powód by mi dokuczyć- a to dżemik mi kapnął z talerza na stołówce, a to sukienkę miałam brzydką, a w kolejce byłam ostatnia, a to, a tamto, a sramto....ok, zapędziłam się. Pewnego razu szłam korytarzem i rozlało się trochę soku z mojej butelki. Amy to zobaczyła. Już wiedziałam, że będę cierpiała...znowu. Amy-Ej, patrzcie! Cleara znowu coś naświniła! Ruby- To jest zaraza! Trzymajcie się od niej z daleka! Samantha- Kosmitka nie umie ogarnąć życia na ziemi? Ale przykro... Wtedy wszysty na korytarzu wybuchnęli śmiechem. Chciałam dalej trzymać, ale nie mogłam. To było za dużo. 7 lat już cierpiałam z tą zarazą. Miarka goryczy pękła. Z kącika mojego oczu popłynęła łza. Amy zbliżyła swoją twarz do mnie i zadrwiła: -Myślisz, że jak będziesz płakać to ktoś cię polubi? Mylisz się, moja droga(tu plunęła mi w twarz). Jesteś nic niewarta i pogódź się z tym! Uciekłam do toalety. Tam rozpłakałam się na dobre. Czym ja sobie zasłużyłam na taki los? Dlaczego Amy nie wybrała sobie na ofiarę kogoś innego? Dlaczego akurat mnie? W mojej klasie jest 32 uczniów- Czyżby celowała na ślepo i trafiła na mnie? Te pytania nie opuszczały mnie do końca dnia. Gdy siedziałam sobie na parapecie ze smętną miną pomyślałam: -Nienawidzę jej. Nienawidzę jej bardziej niż kogokolwiek innego. Ona ma czarne serce. Oby zdechła. Oby ktoś wydarł jej to podłe serce. W akcie desperacji wzięłam do kieszeni największy nóż jaki był w kuchni i poszłam do baru. Tam te 3 pustaczki siedziały zwykle po lekcjach. I tym razem tak było. Zaszyłam się w toalecie ze szczerą nadzieją, że któraś zaraz tam wejdzie. Nie myliłam się. Było nawet lepiej- sama Amy weszła do toalety i stanęła przed lustrem poprawiając makijaż. Wyszłam ze swojego ukrycia, ale na razie ze schowanym nożem. Natychmiast mnie zauważyła. -Co ty tu robisz wariatko?!?!? Śledzisz mnie?!?!? Zawsze podejrzewałam, że nie jesteś zdrowa na umyśle. Wynocha mi z tego baru! Tu siedzą fajni ludzie!! Ja jednak stałam nadal. Amy wściekła się, przybliżyła swój nos do mojego po czym zaczęła krzyczeć: -Głucha jesteś??? Powiedziałam... Nie dając jej dokończyć wyjęłam zza pleców nóż. Ta widząc to odskoczyła. Na jej twarzy malowało się przerażenie, chyba chciała coś powiedzieć, ale ja nie czekając wbiłam jej nóż prosto w serce. Po chwili me oczy zaczęły pożywiać się wspaniałym widokiem-Amy, chcącą złapać oddech, ksztusząc się przy tym swoją krwią. Następnie precyzyjnie odcięłam jej głowę, na której, mimo zgonu, nadal widniało przerażenie. Jakieś 20 minut później Ruby i Samantha również weszły do toalety. Najwyraźniej zaniepokoiły się długą nieobecnością Amy. Ruby zniecierpliwiona powiedziała: -Hej Amy co tak dłu...O CHOLERA! Obie bardzo się przeraziły widząc mnie, całą we krwi z nożem i odciętą głową Amy. Nie czekałam na ich reakcję- Ruby wbiłam nóż w głowę, Samancie w brzuch, a ich głowy odciełam i razem z głową Amy schowałam do dużej reklamówki. W domu natomiast umieściłam je w skrzyni, którą schowałam pod łóżko. Poszłam się umyć z krwi i położyłam się spać bez emocji, nic nie czułam. No, może coś czułam-triumf. Nie było mi ich wcale żal, nie miałam wyrzutów sumienia, lecz czułam radość, że wreszcie zemściłam się za lata cierpienia. Czasem słyszę w nocy krzyki tych kretynek- to najpewniej ich dusze uwięzione w skrzyni. Ale jedno jest pewne-nie wypuszczę ich. Niech wiedzą, co to prawdziwe cierpienie... Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać Inne od tego autora Czas czytania: ~5 minut Wyświetlenia: 480 Czas czytania: ~1 minuta Wyświetlenia: 1 106 Czas czytania: ~poniżej minuty Wyświetlenia: 621 Czas czytania: ~3 minuty Wyświetlenia: 974 Archiwum Czas czytania: ~5 minut Wyświetlenia: 5 557 Czas czytania: ~13 minut Wyświetlenia: 14 397 Czas czytania: ~26 minut Wyświetlenia: 16 763 Czas czytania: ~poniżej minuty Wyświetlenia: 13 499 Najnowsze i warte uwagi Czas czytania: ~5 minut Wyświetenia: 177 546 Czas czytania: ~86 minut Wyświetenia: 26 471 Czas czytania: ~6 minut Wyświetenia: 29 994 Czas czytania: ~8 minut Wyświetenia: 18 639 Czas czytania: ~2 minuty Wyświetenia: 33 710 Czas czytania: ~18 minut Wyświetenia: 20 765 Artykuły i recenzje Czas czytania: ~4 minuty Wyświetlenia: 10 244 Czas czytania: ~2 minuty Wyświetlenia: 24 990 Czas czytania: ~1 minuta Wyświetlenia: 12 873 . 273 276 290 45 217 405 92 77